Najnowsze komentarze
Z dwojga złego wolę podróżować prz...
Z tymi cenami odniesionymi do Skan...
@dokturpotfur Zakładam, że to spo...
Ach, Woodstock... minęło dziesięć ...
->Klurik: Jakby Ci się chciało, pr...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
Moje linki
<brak wpisów>

24.06.2012 23:17

Na kawę do Kazimierza

czyli jak nawinąć 300km o suchym pysku.

Kilka dni temu wpadłem na wspaniały pomysł. W sobotę rano jadę do Nidzicy po butelkę miodu pitnego, koniecznie w glinianej butelczynie.
Plan wydawał się genialny w swej prostocie, nic nie mogło stanąć mi na drodze do jego realizacji. Nawet pogoda sprzyjała. Wiedziałem, że weekend ma być ciepły wobec czego starałem się działać z wyprzedzeniem i odpowiednio nawilżyć wewnętrznie, ale mimo usilnych starań i bycia jakże zapobiegliwym pół soboty leczyłem ból głowy i suchość w ustach.

Niedziela. Nydenburg ze swoimi miodami wydawał mi się mniej kuszący niż ledwie kilka dni wcześniej, ale przecież nie będę tak siedział w domu(1). Z braku konta na fejsbuku zdecydowałem się podjechać do centrum sportów ekstremalnych i zaliczyć rundkę monstertruckiem, lecz po dotarciu na miejsce okazało się, że nie ja jeden miałem taki pomysł (i kupon do zrealizowania). Postanowiłem pojechać na kawę w jakieś przyjemne miejsce i poczekać na swoją kolej. Tak się złożyło, że Kazimierz Dolny ostatnio też gdzieś wśród pomysłów przebierał niecierpliwie nóżkami (choć może raczej dendrytami i aksonami) więc sprawa była załatwiona. Ruszyłem trasą 801 przez Dęblin i Puławy(2).

Z błyskiem w oku pokonywałem kolejne kilometry drogi już marząc o byczeniu się w uroczym Kazimierzu. Z kolejnymi kilometrami błysk w oku przygasał nieco, a marzenia o dobrodziejstwach kawiarni zastąpiło pytanie, kto u licha pozwolił Tosi(3) oprócz Plastusia ulepić drogę 801. I jakim cudem Plastuś jej wyszedł lepiej?

Ten drobny niesmak spowodowany niewprawnym wygniataniem tworzywa na w.w. drogę, a także przez kierowcę Citroena kombi, który znalazł idealny moment do wyprzedzania na zakręcie w prawo wpasowując się idealnie w przestrzeń między moim lewym lusterkiem(4) a pojazdami nadjeżdżającymi z przeciwka, został szybko zatuszowany wspaniałymi zapachami sosnowych lasów.

Kazimierz przywitał mnie ciepło, za sprawą uroczego słoneczka i korka na wjeździe. Moja Dajna(5) odwzajemniła ciepłe uczucia ochoczo oddając żar swojego serca najbliższemu otoczeniu(6) będąc w tym procederze wydajnie wspomagana przez prezent od zatroskanych zdrowiem naszym i naszych dzieci ekologów, wepchnięty gdzieś tam(7) w rurę i temperaturą przypominający smocze beknięcie. Chaos który towarzyszył spragnionym spacerów po uroczym Kazimierzu poszukiwaczom miejsc parkingowych nieco zbił mnie z tropu. Zakaz parkowania poza wyznaczonymi płatnymi parkingami całkowicie rozumiem - są chwile kiedy kierowców tylko mały krok dzieli od wieszania swoich samochodów na drzewach. To jednak tłumy ludzi skutecznie przepędziły mnie z miasta i pojechałem kawałek dalej pooglądać widoczki z drugiej strony Kazimierza. Pusto, cisza, spokój. Kilka ładnych domów na wzgórzach z których okien muszą być niesamowite widoki na okolicę. Zawróciłem i zatrzymałem się w miejscu w którym od drogi odchodziła alejka, wprost idealna na krótki spacer dla rozprostowania gnatów. Alejka okazała się prowadzić do cmentarza żołnierzy sowieckich, ale na krótkie dreptanie nadawała się całkiem dobrze.

Postanowiłem, że przyjadę tu jeszcze z żoną, w tygodniu. Ciężko rozkoszować się doskonałością plastra miodu kiedy siedzą na nim pszczoły. Tuż za miastem skręciłem nad Wisłę gdzie za całe 6 złotych prom Serokomla przerzucił mnie z Bochotnicy do Nasiłowa na drugim jej brzegu. Dalej podróż przebiegała spokojnie, a droga po tej stronie Wisły jest mniej uczęszczana i w nieco lepszym stanie (szczególnie za Kozienicami) niż ta na wzdłuż prawego brzegu.

Ponownie dotarłem do centrum sportów ekstremalnych i tym razem bez czekania i zbędnych ceregieli zaliczyłem jazdę rowerem po linie, chodzenie po miękkiej kładce z której starali się mnie zrzucić (ha! bez skutku), zjazd tyrolką, przejażdżkę skotem(8) i monster truckiem. Relaksacyjną kawę w Kazimierzu zastąpiłem dwiema butelkami zimnej wody mineralnej za kierownicą "delikatnie" podniesionego Dodge'a Ram.

Parafrazując klasyka: Kawy nie ma, ale też jest zajebiście.

 

 

 

1. Byłem pewien, że mogę się już całkiem sprawnie trzymać pojazdu mechanicznego.

2. Ta droga prowadziła prosto. Jak wiadomo harleye nie skręcają.

3. Wszelkie podobieństwo przywołanej wyżej Tosi i czerwonego Plastusia do dowolnych prawdziwych osób (i ich motocykli, a w szczególności tych czerwonych) jest absolutnie niezamierzone i przypadkowe. Potknąłem się i upadłem na klawiaturę (4765 razy).

4. Dobrze, że nie prawym. Właściwie gdybym nie zdążył wskoczyć na czas w prawą koleinę, to musiałbym edytować post i jednak wpisać w treści swoje prawe lusterko...

5. Jej pełne indiańskie imię brzmi Daj Na Wachę

6. W tym szczególnym przypadku moim nogom.

7. Gdzieś tam zupełnie przez przypadek znajduje się w miejscu gdzie spoczywa noga podczas postoju.

8. Brak wspomagania układu kierowniczego, dwie osie skrętne i 12t wydało owoc w postaci bąbla na ręku.

Komentarze : 12
2012-07-16 09:28:15 klurik

@sniadanie
Na kawkę wiedeńską przyjdzie pora, aczkolwiek w tym roku będzie to raczej niewykonalne ze względu na chroniczny brak czasu.

@Mikkagie
Kazimierz raz jeszcze. Sporo znaków na niebie i ziemi wskazuje na poniedziałek 23 lipca jako ponowną datę wypadu w ten rejon :)

@EasyXJRider
Wrzesień. Też dobry miesiąc to jest.

@wszyscy
Mój czas odpowiedzi na komentarze okazał się być piorunujący. Wybaczcie.

2012-06-26 17:14:00 sniadanie

A wiedeńska kawa Cię nie kusi? Ja właśnie jakoś się przymierzam. Kazimierz, prawda, piękna okolica.

2012-06-26 11:17:05 Mikkagie

Ma być upalny weekend. Ja w sumie mam blisko, jakieś 130 km... Może przypadkiem się spotkamy i podyskutujemy o postawach prospołecznych ;)

2012-06-25 21:44:58 EasyXJRider

Ostatnio byłem w Kazimierzu, zanim jeszcze wyprodukowali Czarną Ciuchcię, więc może się w tym roku wybiorę, ale po wakacjach... Może wrzesień.

2012-06-25 15:04:44 czupryn

A widzisz, z galopu przeczytałem Niedzica i pomyślałem, żeś też z Małopolski :)

Pratchett mistrzem jest, święta prawda:)

2012-06-25 14:03:02 klurik

@czupryn
Dzięki :) Na pewno inspiracja w jakimś stopniu pochodzi z Twoich tekstów, choć muszę przyznać, że mnogość przypisów u Pratchett'a stała często za tłumionymi parsknięciami podczas lektury w komunikacji publicznej.
Do Nidzicy mam zdecydowanie bliżej niż do Niedzicy. Do tej pierwszej 150, do drugiej już bliżej 400. Szczęśliwie do obu zawitałem motocyklem swojego czasu.
@beebas
Również dzięki :) Poczucie humoru jest przydatne, zwłaszcza kiedy nie można nogi owinąć w azbest i pozostaje owinięcie jej w bawełnę.

2012-06-25 13:47:21 beebas

Fajne :-)
Z pomysłem i pozytywnym przekazem nie gardzące metaforą i specyficznym poczuciem humoru.

Szerokości, suchości i przyczepności.
Pozdro

2012-06-25 13:26:32 czupryn

Nice one. Swoją drogą, widzę tu inspirację swoimi tekstami czy jesteśmy aż tak mentalnie podobni?:)

PS: Ile kilosów masz do Niedzicy?

2012-06-25 11:53:28 klurik

@długodystansowy
Tu możesz sprawdzić gdzie byś wypadł. Tak na wszelki wypadek, żeby zaplanować drogę powrotną ;)
http://www.freemaptools.com/tunnel-to-other-side-of-the-earth.htm

2012-06-25 11:47:07 klurik

Ja podziękowałem.
Kuny zniese, asice zniese, inne roboki też zniese, ale jak mnie luda taka masa łopadnie to nie zniese.

2012-06-25 11:14:47 długodystansowy

A w niedziele leciałem tą trasą do Kazimierza. Masakra. Zwłaszcza jak za jakąśtam wsią szaleńczo chciałem wziąć zakręt sześćdziesiątką i wpadłem w dziurę do środka ziemi. Jadąc zdrową 100tką zawiecha czasami dobija. A co do Kazimierza to ja zawsze parkuje pod cmentarzem żydowski. Za darmo tylko trzeba się trochę przejść do centrum.

2012-06-25 11:08:34 Mikkagie

Przyjemna przejażdżka, ale chyba nie odmówiłbym sobie kawy na rynku, tudzież spaceru z lansem ;)

  • Dodaj komentarz