Najnowsze komentarze
Z dwojga złego wolę podróżować prz...
Z tymi cenami odniesionymi do Skan...
@dokturpotfur Zakładam, że to spo...
Ach, Woodstock... minęło dziesięć ...
->Klurik: Jakby Ci się chciało, pr...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
Moje linki
<brak wpisów>

14.08.2013 12:16

Przystanek Woodstock

O tym jak mój motocykl zmienił się w statek kosmiczny i wyekspediował mnie na inną planetę. Po dwakroć.

Witam wszystkich czytelników serdecznie. Jakiś czas temu zapowiadałem, że opiszę wypad na Przystanek Woodstock i danego słowa zamierzam dotrzymać 1. Ostrzegam jednak, że wpis jest długi pomimo przycinania tu i tam. Okazało się, że nie potrafię opisać wrażeń z tej podóży w ledwie kilku słowach. Trzeba się trochę wczuć w klimat.

Zgodnie z planem spotkaliśmy się w czwartek, 2 sierpnia, wczesnym rankiem. Na ulicach praktycznie pusto, przyjemny chłodek pomaga rozkleić zaspane ślepia. Już kilka dni wcześniej wiedzieliśmy, że z planowanego składu ostał się ino trzon 2. Tak więc dwa motocykle, trzy osoby, Pan Żyrafa i Bestia 3.

Po krótkim omówieniu trasy ruszyliśmy na zachód w poszukiwaniu Mitycznej Imprezy. Trasa wiodła początkowo autostradą, celem ominięcia ruchu okołomiejskiego, a następnie dokonaliśmy krótkiego przeskoku na starą trasę nr 92.

Po drodze nie zabrakło przygód, na szczęście takich które można wspominać z uśmiechem na twarzy. Pierwsze spotkanie z przyrodą zaliczyliśmy jeszcze w okolicach Łowicza, gdzie stadko gęsi raźnym krokiem postanowiło przeczłapać na drugą stronę drogi. Kiedy pierwsze dotarły już niemal do krawężnika i stadko sktuecznie blokowało drogę w obie strony, chwilę wydawały dźwięki i zawróciły, wyraźnie zmieniwszy zdanie 4. Nikt nie trąbił, ani nie poganiał. Spektakl był wart krótkiego postoju i z tego miejsca chciałbym podziękować skrzydlatym zwierzakom za pokaz synchronicznego przekraczania jezdni.

Pierwszą przerwę postanowiliśmy zrobić w Kole, gdzie zwabiła nas z daleka widoczna sylwetka ratusza. W jego cieniu spożyliśmy lekki posiłek 5, a w jego wnętrzu ci co musieli, skorzystali z okazji. W dalszą drogę ruszyliśmy szybko ze względu na coraz wyższą temperaturę otoczenia.

Nasze pożeracze asfaltu pałaszowały go niestrudzenie, a podróż przebiegała bez najmniejszych zakłóceń, czasem tylko pokazywaliśmy sobie różne interesujące widoki, a dla jednego z nich niemal straciłem głowę 6. Niedługo później zrobiliśmy dłuższy postój, celem zażycia kąpieli w jeziorze 7 i kiedy stwierdziliśmy, że poziom wybyczenia osiągnął odpowiednią wartość, pozbieraliśmy nasze zabawki z mocnym postanowieniem, że teraz to już na Woodstock, tam nie może być cywilizacji.

Niestety gorące dni sprzyjają powstawaniu gwałtownych burz i po pokonaniu kolejnego zakrętu i wzniesienia, oczom naszym ukazała się burza z gatunku tych "motyla noga, ale tam musi żabami walić". Zatrzymaliśmy się więc na stacji benzynowej 8, nawilżyliśmy zbiorniki i sprawdzamy w którą stronę burza jest łaskawa się przemieszczać. No nie zgadniecie. Już niemal zostałem przegłosowany 10, ale kiedy zaczęło padać poziomo i błyskać w odległości może kilometra, jednym chórem zapytaliśmy się pracowników stacji czy nie będzie przeszkadzało jak podjedziemy motocyklami na myjnię 11. Ulewa przeszła mocna i jak skonsultowaliśmy ze znajomym który już był na miejscu, okazało się, że błota naprodukowało pod dostatkiem.

Pełni radości, że jednak przeczekaliśmy, śmignęliśmy w dalszą drogę, ale im bliżej błota obiecanego, tym cięższe chmury gromadziły się nad nami. Na około 30 kilometrów przed celem wycieczki lunęło po raz kolejny, zmuszając nas do ukrycia się pod wiatami napotkanej knajpy, razem z naszymi maszynami i bagażami. Grzmiało i wiało bardzo mocno i mimo tak małej odległości rozważaliśmy dojechanie do celu dopiero następnego dnia. Po kilkudziesięciu minutach opady zmniejszyły się na tyle, że czym prędzej wskoczyliśmy na motocykle z mocnym postanowieniem śmignięcia zanim będzie gorzej, ale nie spodziewaliśmy się, że nie dojedziemy do następnego zakrętu. Znów ulewa i wiatr. Pal licho, że przemokniemy, z cukru nie jesteśmy. Problem był z widocznością, której najzwyczajniej nie było. W tak zwanym międzyczasie zapadł zmrok dodając swoje 3 grosze. Zawróciliśmy do knajpy spod której ruszyliśmy minutę wcześniej, ale tam pod wiatami już pełno motocykli. Pojawili się znikąd 12. Przycupnęliśmy tuż obok załogi Bulldoga i miło się razem przeczekiwało deszcz. Kiedy znowu się nieco uspokoiło, ruszyliśmy w 3 motocykle, a załoga Bulldoga zaoferowała pomoc w dojechaniu na zlot i ogarnięciu się na miejscu.

Te ostatnie kilometry były dość trudne za sprawą burzy która postanowiła jednak nie odpuszczać do końca i dała upust swojej frustracji uderzając piorunem tuż obok nas, być może w jakieś sianko wśród pól, lub coś podobnego. Tak się złożyło, że zostałem oddelegowany na szpicę na ten odcinek trasy i za sprawą perspektywy załogi VTX'a i Bulldoga miały wrażenie, że błyskawica niemal mnie trafiła 13.

Po kilku kolejnych kilometrach w lekkim deszczu, w nocy, na mokrej drodze dogoniła nas ekipa na endurakach. Po ciemku i na zakrętach szybko przemieszaliśmy się i przez jakiś czas miałem za plecami Africę Twin, której kapitan postanowił mnie oświecić 14 i grzmocił na długich permanentnie wywołując rozkoszne zajączki na moich zapadanych lusterkach, a obrazu dopełniały mrugnięcia jadących z naprzeciwka samochodów. W dogodnym miejscu zwolniłem i przepuściłem domorosłego lucyfera który tak skutecznie mnie oślepiał, że nie zauważyłem, jak reszta ekipy z którą jechałem została w tyle.

Przez ostatnie kilometry towarzyszyła nam łuna od świateł scen i już wiedzieliśmy, że to lada moment. W samym Kostrzynie przywitała nas Policja blokująca ruch samochodów i Policjanci motocykliści wskazali nam kierunek na zlot.

Przed bramą terenu zlotu organizowanego przez Chrześcijański Klub Motocyklowy Boanerges zastaliśmy kilkadziesiąt motocykli oczekujących na wjazd. Nasi znajomi z Bulldoga pomogli nam się ogarnąć w temacie poniweważ aby dostać się na teren zlotu konieczne jest posiadanie opaski po którą trzeba podejść do odpowiedniej budki i z tą opaską można wjechać przez bramkę pilnowaną przez kilku członków klubu. Na wjeździe zostaliśmy poproszeni o wolną jazdę między motocyklami i zapewnieni, że pomocy udzielą nam parkingowi. Naszym oczom ukazały się rzędy motocykli ciągnące się przez kilkadziesiąt metrów i kiedy już sądziłem, że zaraz ktoś mi pokaże gdzie się zatrzymać, zostałem poproszony o przejechanie przez kolejną bramkę na teren dla gości zlotu i dopiero spory kawałek dalej trafiłem na gościa który nie machał w stylu "jedź dalej", tylko "hej, hej, tutaj jest miejsce". Chłopaki momentalnie doskoczyli i sprawnie wtoczyliśmy załadowaną Dajnę na miejsce. Chwilę później ta sama scenka została odegrana z VTX'em i już zaparkowani ruszyliśmy na poszukiwania miejsca na rozbicie namiotu.

Sprawa była dość prosta ponieważ zabraliśmy jeden duży namiot na naszą trójkę. Nie spodziewaliśmy się, że będziemy dużo spać więc stwierdziliśmy, że damy radę w jednym. Szybkie rozpakowanie i już śmigamy z pierwszą zupką chmielową w kierunku dużej sceny.

To co zobaczyliśmy było... rozległe. Niesamowite ilości ludzi w różnym wieku, namiotów rozbitych wszędzie gdzie się dało15, a nawet ludzi leżących między tym wszystkim. Kiedy pierwszy raz zobaczyliśmy scenkę w której leży chłopak na ulicy, wyraźnie znajdujący się pod wpływem alkoholu (może to było tsunami a nie wpływ), a po chwili podjeżdża quad z przyczepką, oceniają stan delikwenta i ładują go na pakę, w naszych głowach pojawiły się znaki zapytania. Za drugim razem stwierdziliśmy, że chyba takich przypadków mają tu sporo i gdzieś ich muszą przecież zwozić16. W Guantanamo mogą się od nas uczyć. Waterboarding wódką.

I oto jest. Naszym oczom, w oddali, ukazała się główna scena. Bywałem na konceertach sporych jak na krajowe warunki, ale to jednak nie to samo. "Przestrzeń Wolności" w 2005 to było coś, niesamowity klimat, muzyka, 110 tysięcy ludzi dookoła. Tu jednak miało miejsce coś innego, rozczochranego z zimnym browarem w ręku i uśmiechem, który jak sobie wyobrażam musi mieć sęp krążący nad stworzeniem, które upadło 10 metrów od wodopoju. Trzy kolejne dni ten uśmiech miał nam nie schodzić z paskudnych mord.

Na scenach można było zobaczyć i usłyszeć rozmaite zespoły, od takich jak Kabanos po Machine Head17 i bawić się cały dzień i całą noc. Tak też robiliśmy.

Po spędzeniu pierwszej nocy, w jednej części na zabawie, w drugiej, nieco skromniejszej, na spaniu w namiocie, wstałem nieco zdezorganizowany umysłowo. Poranne mgły podnosząc się ukazały rzędy motocykli, a wśród nich błąkające się osobniki rasy ludzkiej, trzeźwiejące na widok zatrzęsienia maszyn. Choppery, cruisery, bobbery, weterany, szczury, supersporty, turystyki mniejsze i większe, youngtimery, oldtimery i wszystko inne czego dusza zapragnie18. Część tych maszyn była używana w spontanicznych akcjach pod hasłem "daj mu na zimnym" organizowanych z reguły przed świtem.

 

Z kubkiem kawy w ręku przechadzałem się wśród motocykli i poznawałem ludzi. W tym samym czasie, w niewielkim oddaleniu zbierało się na deszcz19.

 

Niesamowicie zrobiony sprzęt. Czerwone felgi i zbiornik w plamki rdzy. Wybaczcie brak ujęcia z bliska, kawa jeszcze nie działała w pełni i pochylenie się nad tym cudem groziło katastrofą włącznie z zaliczeniem uroczego faceplanta.

Nie zabrakło motocykla wykonanego dla WOŚP przez gości znanych z American Chopper (Paul Jr. Design). Warto zobaczyć na żywo, bo sprzęt prezentuje się interesująco. Osobiście nie jestem fanem tego typu konstrukcji, ale przyznam szczerze, że chętnie bym się przejechał takim sprzętem w celach poznawczych.

Zapewne wśród czytelników, już ktoś zadał pytanie: jak zaopatrzyć taką ilość ludzi w piwo. Otóż piwo moi drodzy, to dobro po które nie stało się tam w długich kolejkach, a to za sprawą nierozdrabniania się i prowadzenia sprzedaży wprost z naczep tirów. Miłym akcentem był gratis czteropak do każdej zgrzewki.

Przez te kilka dni i nocy poznaliśmy ciekawych ludzi z różnych zakątków Polski i Europy, bawiliśmy się pod sceną i pod Tesco, w słońcu, pod gwiazdami i w strugach ulewnego deszczu, który chyba jak nic innego pomagał nawiązywać znajomości. To właśnie pod Tesco, podczas epickiej ulewy rozkręciliśmy imprezę pod parasolami. Śpiewy, tańce, krzyki, śmiechy.

Jak każda impreza i ta jednak dobiegła końca. Czy było warto? Tak.

Nadszedł czas powrotu do rzeczywistości, ale o wyjazdach i powrotach opowiem w kolejnym odcinku20.

Pozdrawiam tych którzy doczytali mimo wielu przeciwności.

 

---

1) Niby jak dane to już nie moje, ale powiedzmy, że tym razem dotrzymam.

2) Policjanci najwyraźniej nie dali sobie wytłumaczyć powagi sytuacji i zasilili konto jednego z kolegów kilkoma punktami. Cieszył się, a jakże. Myślał, że wygrał toster, a tu taka niespodzianka i po prawie jazdy...

3) Kolega ze swoim bratem stwierdzili, że ekipa musi być silna i każde wsparcie się przyda. A już w szczególności trzeba będzie mieć kogoś trzeźwego i godnego zaufania. Już na pierwszy rzut oka wiadomo, że pluszaki są od nas bardziej odpowiedzialne i dojrzałe.

4) Przecież to nie krowy. Miały święte prawo zmienić zdanie.

5) Postanowiliśmy stopniowo zmniejszać ilość dostarczanego pokarmu wymagającego gryzienia. W ruch poszły takie rarytasy jak rogaliki, batoniki i inne ciekawostki, które w oczach naszych lepszych połówek zdecydowanie przegrywają z warzywami.

6) Niech mi ten bocian jeszcze raz zrobi taki niski przelot nad drogą jak przejeżdżam, to mu pióra z ogona wyrwę. Pochyliłem się w ostatniej chwili.

7) Załoga VTX'a z radością na twarzach wskoczyła w kłębowisko ludzi spomiędzy których widać było wodę. Ja z pływania to owszem, ale jak mam pokład pod nogami, albo chociaż pertę.

8) To był jakiś znak, stacja benzynowa okazała się być tą samą na której z moją ładniejszą połówką przeczekiwaliśmy deszcz w drodze do Kopenhagi 9.

9) Wyprawa do Kopenhagi okazała się być drogą do Szczecina. Kilka dni deszczu totalnego kilka lat wcześniej zniechęciło nas nieco, a padnięta cela w akumulatorze skutecznie dopełniła dzieła zniszczenia naszych planów.

10) W załodze liczącej 3 osobników (2 pluszaków nie liczymy, nie mają prawa głosu) 2 głosowało za odjazdem. Niewiele brakowało, żebym jako trzeci się ugiął i przegłosował samego siebie.

11) Paradoksalnie, najbardziej suche miejsce.

12) Jak sądzę ich matki mogą mieć inne zdanie. Nie zmienia to faktu, że wkrótce pod wiatami pojawiło się więcej ekip w liczbie mogącej konkurować z możliwościami rozrodczymi najpłodniejszych mam tego świata.

13) Skoro jednak jechałem dalej, postanowili mi nie przeszkadzać i nie sprawdzać czy żyję.

14) Do oświetlenia wystarczyłyby krótkie, tzw. światła mijania. Wnioskuję więc, że chodziło o oświecenie.

15) Tak. Pod górą usypaną z głośników scenicznych również. Nie przeszkadzało im.

16) Na kompostownik. Bo gdzieżby indziej?

17) 550000 ludzi podobno postanowiło również przyjść i posłuchać

18) Tak. Piwo też było.

19) Okazało się, że wolnego deszczu natura nie miała żeby do nas podesłać. Na otarcie łez dostaliśmy lokalny armageddon. Też fajnie.

20) Będzie krótszy. Obiecuję.

Komentarze : 8
2013-11-06 08:42:15 klurik

@dokturpotfur
Zakładam, że to spore wyzwanie dla organizatorów. Czekam na zdjęcia ;)

2013-11-01 19:37:05 dokturpotfur

Ach, Woodstock... minęło dziesięć lat od mojego pierwszego wypadu. W tym czasie tylko 2 razy pominąłem imprezę, i zawsze byłem po stronie organizatorów. Widzę, że nic się nie zmieniło, nawet wyjazdy quadami. Wygrzebię trochę zdjęć i wrzucę, nostalgia mnie dopadła :)

2013-08-16 21:10:43 klurik

@zr 7
Doskonale rozumiem, że zgrzewka to nie na głowę. Są pewne granice... No może nie jakieś bardzo wyraźne, rzekłbym nawet, że rozmywają się przed oczami, ale jednak są.

Co do ogólnodostępnych przestrzeni to zgadza się, słyszałem, że potrafią rzeczy dostać nóg, można znaleźć kogoś śpiącego w namiocie etc. Dlatego też polecam wioskę motocyklową, tam panuje porządek z tego co zaobserwowałem.

2013-08-16 18:58:29 zr 7

@ Klurik,byliśmy na polu namiotowym, a te piwa to nie tylko ja piłem:), aż taki pojemny to nie jestem:)

2013-08-16 10:47:27 sniadanie

Przeciwności były, owszem, ale wyłącznie pogodowe, bo innych w tym wpisie nie da się znaleźć.
Tak się składa, że dwa dni temu rozmawiałem ze znajomym, który niedawno wrócili znad Odry.
Nie jeździ motocyklem, ale o woodstockowych paradach wyrażał się z nieskrywanym szacunkiem i podziwem, co specjalnie mnie nie dziwi.
Być oświeconym po drodze... należy tego zazdrościć, choć bez przesady.

2013-08-15 23:05:04 klurik

Oj, to słabo ;/ A to z wioski motocyklowej czy z ogólnodostępnego pola namiotowego?

3 z 20 to świetny wynik. Nam jedna zgrzewka szła pod parasolami a na drogę trzeba było znowu kupować ;)

2013-08-15 21:10:41 zr 7

Rzeczywiscie, w tamtym roku na Woodstock'u bawilem sie swietnie i rowniez byłem pod parasolami podczas ulewy,i wtedy to, na pole namiotowe dotarły tylko 3 harnasie z 20 :) A w tym roku wracalismy juz na drugi dzien, zgubiliśmy/skradziono nam nasze wszystkie rzeczy pierwszego wieczoru :(

2013-08-14 22:38:02 EasyXJRider

W końcu...

  • Dodaj komentarz