Najnowsze komentarze
Z dwojga złego wolę podróżować prz...
Z tymi cenami odniesionymi do Skan...
@dokturpotfur Zakładam, że to spo...
Ach, Woodstock... minęło dziesięć ...
->Klurik: Jakby Ci się chciało, pr...
Więcej komentarzy
Moje miejsca
Moje linki
<brak wpisów>

07.06.2012 15:45

Ciepły oddech na karku...

... czyli jak się nie dać podejść od tyłu.

Jaki jest sposób na jak najszybsze dojechanie do celu? Otóż trzeba jechać możliwie najbliżej poprzedzającego pojazdu - tak zapewne odpowie kilku kierowców, a już na pewno ci z którymi miałem, jak to się mówi, przyjemność...

Przytoczę dwie historie. Pierwsza miała miejsce nie tak dawno, ledwie kilka tygodni temu, wieczorem, na niemal pustej drodze.

Wracaliśmy sobie spokojnie do domu, bez pośpiechu, ale i nie w ślimaczym tempie. Teren zabudowany, ograniczenie do 50 (czy 60 bo już mogło być po 23). Tak czy inaczej budzik wskazuje z grubsza górne granice przedziału (no może z niewielkim naddatkiem typu +10 ;) Ulica standardowa, jak to u nas w kraju, jeden pas w jedną, jeden w drugą, pomiędzy linie ciągłe (tudzież pas dla motocyklistów ;) W lusterkach widzę zbliżającą się furgonetkę, która od razu zajmuje dogodną pozycję do ostrzału... i tak zostaje. Dystans... no powiedzmy, że 2-3 metry za mną. Odsunąłem się w prawo (pusto jest, niech sobie łyka), ale nic to nie dało.

Zdecydowanie gość zamierza zaatakować moje tylne światło (może czerwony tak na niego działa). Czas więc na bardziej zdecydowane działanie. Pozostają jak to zwykle dwie opcje. Pierwsza to jakże oczywisty ruch nadgarstka. Tylko dlaczego mam zdecydowanie przekraczać dozwoloną prędkość (to akurat mnie mniej boli) i narażać swoje i żony zdrowie? Przesadzam? Dziury powstają w naszych drogach jak grzyby po deszczu, pijanych kierowców liczy się w tysiącach, nieoświetlonych rowerzystów w tuzinach, a głębokość kolein w sążniach. Dlaczego więc mam zwiększać prędkość kosztem zmniejszenia szans przy spotkaniu którejkolwiek z w.w. niespodzianek? Dlatego, że kogoś do kibla goni?

Tak więc opcja druga. Kierunkowskaz w prawo i ręka z gazu (przy jednoczesnej obserwacji czy gość w ogóle wie co się dzieje). Tym razem zassał o co chodzi i wyprzedził. Wyobraźcie sobie moje zdziwienie jak zobaczyłem że to karetka pogotowia. Zawodowy kierowca chciałoby się rzec. (Nie, nie miał włączonych jakichkolwiek sygnałów uprzywilejowania)

Druga historia jest niemal identyczna. Również teren zabudowany, ulica delikatnie mówiąc przypominała z wyglądu... ulicę, ale mogę się mylić. No, może faktycznie czepiam się i jakby tak odjąć to że była pofałdowaną, lekko dziurawą i sypniętą żwirkiem to tu, to tam wstęgą wijącą się między dwoma umocnionymi brzegami w roli której dumnie wystąpiły krawężniki rodem z krajów arabskich, to nawet mógłbym ją pomylić z ulicą. Prędkość w granicach dozwolonej (szybciej po tym czymś wolałem nie próbować), zawieszenie i tak przekazało nam wszystkie informacje o deformacjach. Sielankę burzy jegomość siadający na ogonie w odległości co najmniej niestosownej, nawet jak na drugą randkę, a ja przecież żonaty i co ludzie powiedzą... Uparcie nie odpuszcza przez kilkaset metrów. Nie przyspieszę bo mózg w czaszce odbija się jak kuleczka wydając dźwięki maszyny do pinball'a. Wybieram opcję numer 2 (nie zjadę na prawo, bo tam jest coś jak brzeg pizzy...) więc naciskam delikatnie klamkę i zapalam stop (bez hamowania, tylko chcę wypracować dystans)... Nie ukrywam, że reakcja mnie rozbawiła. Koleiny, fałdy, a gość wiele nie myśląc zareagował z całą stanowczością depcząc środkowy do podłogi. ABS mu nieco zwariował pewnie na tym... czymś... więc słyszę pisk i w lusterku widzę jak zaczyna walczyć z kierownicą, bo go z koleiny do koleiny przerzuca co chwilę... Opanował się, i momentalnie nadrobił stracony dystans jeszcze przed końcem okrążenia (trener, mechanicy w boksach i sponsorzy musieli być dumni). Usadowił się wygodnie na poprzednim miejscu. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że bliżej nawet i gdyby nie grubość kurzu na lakierze, podjechałby zapewne jeszcze bliżej. Już zastanawiałem się czy faktycznie nie pozostanie mi próbować szybkiego przelotu przez pozostałą część tego odcinka rajdu terenowego, ale gość znalazł w końcu dogodne przejście dla pieszych na łuku drogi i wyprzedził... Uff a już myślałem, że totalnie nie będzie gdzie wyprzedzać...

W samochodzie jest nieco łatwiej, można zawsze rozpocząć gruntowne mycie przedniej szyby, a wiatr zrobi resztę... ;)

Marynarzom życzymy stopy wody pod kilem, ale na taką sytuację wypadałoby życzyć zachowania ku%#a! bezpiecznego odstępu...

Do not tailgate! -  jak mawiał Mr. Eddy w Lost Highway (przeszukajcie popularny serwis wideo wpisując ten tekst ;)

Komentarze : 3
2012-06-10 19:04:56 klurik

Raz trafił mi się peleton gdzieś w głuszy na mazurach. Dogoniłem ekipę której głównym zajęciem było wyprzedzanie...siebie nawzajem. Zamulali tak, że po chwili za mną też był ogonek. Towarzystwo się chyba umówiło na fejs(z)buku, bo z niczego zrobił się ruchomy, samowyprzedzający zator. Postanowiłem sobie zrobić przerwę na oznaczenie terenu, zjechałem spokojnie do prawej. W tym momencie poczuli krew i zaatakowali do wyrzedzania wszyscy co byli za mną, na raz. Ich błąd bo ktoś z przodu stawki też postanowił się zatrzymać, tylko że zapomniał o kierunkowskazie, albo tak nagle wyskoczyła mu boczna dróżka, że zadziałał odruch. No i pisk, dym trąbienie. Tak czułem, że lepiej odpuścić, niech sobie lecą gdzie ich oczy i energia kinetyczna poniesie.

2012-06-09 10:18:57 Freestyle431

Też jestem szlifierkarzem /po dzwonie/ (z mojej winy rzecz jasna) i mimo szczerych chęci z mojej strony, czasem po prostu NIE DA SIĘ jechać przepisowo, bo jeden z drugim - s*****le w puszkach - siedzą tak blisko ogona, że sprawiają wrażenie jakby chcieli mi do tyłka wjechać. Gdzie ci ludzie mają rozum? Jakbym przyhamował, to pewnie zostałbym naleśnikiem pod jego podwoziem. Głupota innych jest porażająca. Mimo wszystko znajduję coraz to nowe metody, żeby takich wyścigowców "zachęcić" do wyprzedzenia mnie i mogę bez obaw jechać przepisową 50-tką... :-)

2012-06-07 20:18:48 foldek

taaaa, dzień jak codzień na naszych jedynych w swoim rodzaju drogach, wśród wspaniale wyedukowanych kierowców. Panie, daj to wszystko przeżyć!

  • Dodaj komentarz